Punktualność jest grzecznością królów. Tak mówią. Ale patrząc na społeczeństwo, powiedzmy, na dużą jego część – odnoszę wrażenie że panuje totalne wielkie bezkrólewie. Można się umawiać na konkretną godzinę a dla każdego znaczy to co innego. Na przykład umawiasz się na 8.30 i dla ciebie to jest 8.30. Bo co innego być może? A dla drugiej strony jest to czas między 8.30 a 9.00. i nie rozumie twojego oburzenia na „spóźnienie”. I gotowa jest się obrazić za zwracanie uwagi! Bo w końcu o co ci chodzi? Niektórzy mają jeszcze większy margines i odporność na zrozumienie. Tłumaczą mi wtedy z protekcjonalną wyrozumiałością żebym wyluzował, żebym nie ciśnieniował bo mnie nerwy zjedzą a i tak nic nie zwojuję. Nie trzeba chyba mówić jak na to reaguję…
Mieliśmy dawno temu w składzie kapeli gościa, który spóźniał się zawsze. Minimum kwadrans, ale zawsze. W tym niepewnym i zmiennym świecie to było jedno z niewielu constans. Gość w sumie całkiem normalny i fajny, na pytanie – dlaczego – rozkładał ręce. Nawet tego nie zauważał. Kulminacją było, gdy mieliśmy jechać na koncert (pociągiem) i uczulony po stokroć osiągnął szczyt swoich możliwości i spóźnił się tylko pięć minut. Następny pociąg mieliśmy za pięć godzin…
Organizacja koncertów. Mamy zaczynać o 20. Kapela wprawdzie młoda i naturalną koleją rzeczy gra jako pierwsza, ale jest naprawdę świetna i chciałoby się zaprezentować ją jak najszerszej publiczności. Ale publiczność, nauczona doświadczeniem, spodziewając się obsuwy, przychodzi godzinę później. I kapela (i organizator) ma do wyboru – grać do pustej sali albo czekać na szanowną publiczność. Utwierdzając ją w doświadczeniu o obsuwach. A wtedy ostatnia kapela również zagra do pustej sali, bo zacznie o kompletnie chorej porze, gdy na sali zostają już tylko fanatycy albo ci, którzy nie mieli siły pójść do domu i jest im doskonale wszystko jedno kto i jak gra…
Wieczór autorski – usiłuję zbudować atmosferę, dramaturgię, czy zgoła dzieją się jakieś działania parateatralne i nagle otwierają się drzwi i wtarabania się para, szuka miejsca, szeptem przeprasza, wszyscy się przesuwają, moszczą. Nie wiem – przerwać i poczekać? To znaczy uhonorować akt spóźnienia, zaakceptować go i uznać za normę. Ignorować? Czyli jechać dalej, gdy większość sali jest wybita z klimatu lub zgoła uczestniczy w moszczeniu się spóźnialskich? Mam ochotę przerwać, zjebać jak psa, grubym słowem obłożyć itd. Ale przecież jednak przyszli, może coś im wypadło i są zakłopotani ale zależało im…

Zastanawia mnie, dlaczego ci sami ludzie nie spóźniają się do teatru czy do kina?

Komentarze

comments